Na ziołowe zbiory zwykle wychodzę koło południa, kiedy nie ma już rosy i kiedy kwiaty są otwarte. Zabieram dwie lniane torby, bo zwykle jak już zacznę, to nie mogę przestać i do domu wracam z pokaźnym naręczem. Wiatr rozwiewa włosy i trochę chłodzi, choć słońce nieźle już praży. Pod stopami czuję miękką trawę. Słychać tylko szumiące na wietrze liście i bzyczenie owadów. Wokół rozciąga się widok na nieskończoną zieleń drzew, łąkę usianą ziołami i niebieskie niebo. A w powietrzu czuć ten charakterystyczny zapach lata, chwastów i szczęścia. To chwila na spokój, odpoczynek i regeneracje po codziennej gonitwie praca- dom- sprzątanie- zakupy. Tutaj nie ma po co się śpieszyć. Trzeba nacieszyć oczy widokami, wciągnąć do płuc mieszankę świeżego, letniego powietrza z zapachami roślin, dać nogom trochę ruchu po miękkiej ziemii.
Spacery w naturze i zbieranie ziół to dla mnie chwila na wyciszenie. Taki trochę trening bycia tu i teraz. Przez głowę nie przewala się setka myśli, niczego nie analizuję ani nie planuję. Cieszę się, że świeci słońce i niebo jest niebieskie. Cieszę się, że znajduję zioła i kwiaty, których potrzebuję. Cieszę się, że moje nogi prowadzą mnie przez kilometry dzikich ścieżek. I w takich chwilach wiem, że to co najcenniejsze jest za darmo, za oknem.
Wchodząc w świat roślin, mimo wszystko staram się je traktować z szacunkiem. Nie ogołacam krzaku czy drzewa do zera. Zbieram po trochu z każdego i tylko tyle, ile rzeczywiście wiem, że potrzebuję i wykorzystam. Nie przeszkadzam pszczołom w ich pracy i nie zrywam kwiatów, z których właśnie zbierają nektar. Korzystając z natury i ciesząc się nią, staram się jednocześnie nie być jej wrogiem.
Na swojej drodze spotykam rumianek- rośnie to tu, to tam i wabi kolorem i zapachem. Zapełniam nim całą torbę, bo rumianek to dla mnie prawdziwy skarb. Stanowi stały składnik szamponu, który pokochało już parę osób i jest tak smaczny, że jego napar piłabym litrami. Zawsze muszę mieć go pod ręką dla mojego komputerowca, który raz na jakiś czas robi sobie z niego regenerujące okłady na oczy. Nie wspomnę już o tym, jak wspaniale regeneruje skórę.
Dziurawiec w tym roku wychyla się nieśmiało zza wysokiej trawy. Złote kwiaty zbieram do słoiczka i zalewam olejem słonecznikowym. Czekam aż olej nabierze intensywnej, czerwonej barwy i jesienią i zimą używam go do wzmocnienia swojej naczynkowej cery.
Wszędzie zauważam wiesiołek- w tym roku jest go prawdziwy wysyp. W krótkim czasie zapełniam nim całą torbę. Część suszę, część zalewam gliceryną, a część maceruję w oleju. Wiesiołek to skarbnica witamin i minerałów.
Całkiem sporo jest krwawnika. Warto go mieć w domu, kiedy dokucza niestrawność i bóle brzucha. Przydaje się także w stanach zapalnych. Osoby z trądzikiem koniecznie powinny przemywać nim cerę.
Po drodze zbieram jeszcze kocanki i znajduję całe 2 chabry, a potem z torbami wypełnionymi po brzegi- mam czas na podziwianie natury. To nie egzotyczne widoki, jak za granicą, ale i tak uważam, że nasza polska przyroda zachwyca. Na łące jest kolorowo od ziół i motyli. Brzęczą pszczoły i inne owady, a w wysokiej trawie słychać charakterystyczne cykanie. Drzewa szumią na wietrze, a w ich koronach śpiewają ptaki. Kawałek dalej rozciąga się widok na zieloną polanę, a po drugiej stronie jest już las. Jest pięknie. Cudownie.
Na swojej drodze spotykam rumianek- rośnie to tu, to tam i wabi kolorem i zapachem. Zapełniam nim całą torbę, bo rumianek to dla mnie prawdziwy skarb. Stanowi stały składnik szamponu, który pokochało już parę osób i jest tak smaczny, że jego napar piłabym litrami. Zawsze muszę mieć go pod ręką dla mojego komputerowca, który raz na jakiś czas robi sobie z niego regenerujące okłady na oczy. Nie wspomnę już o tym, jak wspaniale regeneruje skórę.
Dziurawiec w tym roku wychyla się nieśmiało zza wysokiej trawy. Złote kwiaty zbieram do słoiczka i zalewam olejem słonecznikowym. Czekam aż olej nabierze intensywnej, czerwonej barwy i jesienią i zimą używam go do wzmocnienia swojej naczynkowej cery.
Wszędzie zauważam wiesiołek- w tym roku jest go prawdziwy wysyp. W krótkim czasie zapełniam nim całą torbę. Część suszę, część zalewam gliceryną, a część maceruję w oleju. Wiesiołek to skarbnica witamin i minerałów.
Całkiem sporo jest krwawnika. Warto go mieć w domu, kiedy dokucza niestrawność i bóle brzucha. Przydaje się także w stanach zapalnych. Osoby z trądzikiem koniecznie powinny przemywać nim cerę.
Po drodze zbieram jeszcze kocanki i znajduję całe 2 chabry, a potem z torbami wypełnionymi po brzegi- mam czas na podziwianie natury. To nie egzotyczne widoki, jak za granicą, ale i tak uważam, że nasza polska przyroda zachwyca. Na łące jest kolorowo od ziół i motyli. Brzęczą pszczoły i inne owady, a w wysokiej trawie słychać charakterystyczne cykanie. Drzewa szumią na wietrze, a w ich koronach śpiewają ptaki. Kawałek dalej rozciąga się widok na zieloną polanę, a po drugiej stronie jest już las. Jest pięknie. Cudownie.
Wracasz tak obładowana roślinami jak my po zakupach na straganie wracamy z workami warzyw i owoców :D
OdpowiedzUsuńJa szczerze to znam tylko rumianek :) bo go lubię i pije prawie każdego dnia :0 ale ten krwawnik to by mi się przydał na moje wypryski na czole :) chyba wyślę mamę na łąkę :)
OdpowiedzUsuńO tak! Trzeba korzystać z tego co daje nam natura :) Wyglądasz wspaniale! <3
OdpowiedzUsuńOstatnio szukałam rumianku, ale nie mogę na niego trafić. Cały czas znajduję marunę...
OdpowiedzUsuńW tym tygodniu jadę na kolejne poszukiwania w miejsce, gdzie już jakiś czas temu go zbierałam. No i krwawnik też muszę pozbierać, bo moje zapasy się kończą :)
Dobre zbiory! Z takich wypadów można wracać z pełną torbą i to jeszcze jaką pożyteczną! :)
OdpowiedzUsuńZbieram bardzo dużo ziół. Warto zbierać. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńPodoba mi się ten wpis
OdpowiedzUsuńŚwietny i bardzo wartościowy wpis. Podoba mi się.
OdpowiedzUsuń