Aktualnie coraz więcej mówi się o naturalnej pielęgnacji i o używaniu tylko i wyłącznie ekologicznych kosmetyków roślinnych z certyfikatami. Rośnie świadomość tego, że kosmetyki, które na siebie nakładamy, mają wpływ na nasz organizm, ponieważ wchłaniają się przez skórę. Choć oczywiście w pogoni za urodą, wiele kobiet do dziś kupuje kremy z kosmiczną ceną i masą chemii oraz poddaje się zabiegom plastycznym, byleby utrzymać młody wygląd. Dbanie o urodę i próba zatrzymania czasu, to coś co łączy wszystkie kobiety współczesne z kobietami z minionych epok. Jak pokazuje jednak historia- nie wszystkie urodowe przepisy i kosmetyki służyły urodzie. Ba! Truły i rujnowały urodę i zdrowie ich właścicielek. Zapraszam Was na małą podróż w czasie, podczas której zajrzymy w kosmetyczki kobiet i ostrzegam- odkryjemy specyfiki najbardziej niebezpieczne w historii, przy których substancje chemiczne występujące w aktualnych kosmetykach, to mały pikuś.
RAD
Odkrycie przez małżeństwo Curie promieniotwórczego radu zmieniło historię. Szybko okazało się, że rad jest pomocny w leczeniu nowotworów i stał się tak popularny, że na początku XX w. zrobił zawrotną karierę. Ówczesne firmy kosmetyczne dodawały go do kosmetyków, m.in. do kremów czy pudrów, zapewniając, że działa odmładzająco i nadaje skórze blasku. Uzdrowiska w swojej ofercie zawarły kąpiele radowe, które miały leczyć choroby skórne, reumatyzm i dbać o dobry stan skóry.
Jedną z firm, która w 1920 r. wypuściła serię kosmetyków z radioaktywnym pierwiastkiem był Radior. Oferowali m.in. mydła, kremy oraz puder. Na szczęście kosmetyki nie miały dużego brania, a ilość szkodliwego pierwiastka była w nich znikoma.
W 1933 r. powstała francuska marka Tho Radia, która w swojej ofercie miała głównie kremy, puder, szminkę, pastę do zębów oraz mleczko oczyszczające z dodatkiem radu. Produkty firmy były dość drogie jak na tamte czasy i często reklamowane w prasie. Kosmetyki tej marki były również sprzedawane w Polsce.
Wkrótce zaczęto stosować również rad do usuwania niechcianych włosów, a także do leczenia egzemy i innych chorób skórnych. Albert Geyser stworzył własny aparat emitujący promieniowanie rentgenowskie, który wykorzystywał do depilacji oraz leczenia chorób skórnych. Na efekty uboczne swojego 'leczenia' nie musiał długo czekać- stracił palce jednej ręki. Mimo to w 1924 r. Albert Geyser opatentował swój wynalazek w wielu krajach i razem z grupą inwestorów założyli Tricho System, czyli sieć gabinetów kosmetycznych oferujących depilację niechcianych włosów. Cały zabieg trwał nie dłużej niż 5 minut, by nie wywołać oparzeń, a promieniowanie emitowane było na określony kawałek ciała. Problem polegał na tym, że naświetlania stosowano 2- 3 razy w tygodniu, czasami nawet przez wiele tygodni. Wkrótce Tricho System stało się bardzo popularne i szacuje się, że z owej metody skorzystało nawet kilkanaście tysięcy kobiet. Przez krótki okres czasu firma miała same pozytywne opinie: włosy znikały, zabieg nie był bolesny ani zbyt kosztowny. Ale dobra passa trwała tylko kilka lat. Niejaka Ida E. Thomas zaskarżyła firmę o spowodowanie powstania przedwczesnych zmarszczek, a American Medical Association oskarżyło firmę o wywoływanie swoją metodą stanów przedrakowych i poważnych schorzeń dermatologicznych. Firma upadła w latach trzydziestych XX w. Niestety było jeszcze wiele innych firm oferujących depilację promieniowaniem X. Dopiero w latach czterdziestych zamknięto wszystkie gabinety, zaraz po tym jak w prasie nagłośniono przypadki kobiet chorujących na raka skóry, po depilacji promieniowaniem X.
Przez całe wieki synonimem piękna była nieskazitelnie biała cera. Kobiety unikały słońca jak ognia i robiły wszystko, by uzyskać porcelanowo białą skórę. W tym celu stosowały bielidło, czyli puder, który grubo nakładały na twarz. Na bielidło składała się mąka, talk, kreda, olej oraz ołów. Rzadziej dodawano do pudru tlenki rtęci. Damy uzyskiwały biały kolor cery i były zadowolone, ale na efekty uboczne nie trzeba było długo czekać. Cera starzała się w szybszym tempie, częściej pojawiały się na niej wypryski i stany zapalne, a do tego włosy wychodziły garściami i samopoczucie pozostawiało wiele do życzenia. Ołów wchłaniał się przez skórę i trafiał do krwioobiegu siejąc spustoszenie w całym organizmie. Uszkadzał narządy wewnętrzne, niszczył układ nerwowy i wiele z kobiet doprowadził do przedwczesnej śmierci. Mimo tego, że społeczność zaczęła kojarzyć ołów z negatywnymi skutkami, stosowano go przez kilkaset lat aż do początków XX w.
W walce o białą cerę prawdziwą zmorą stały się piegi. W celu ich pozbycia się, damy sięgały po równie niebezpieczne środki. Jeszcze w początkach XX w. na popularności zyskały kremy i woski, tzw. mercolized wax zawierające rtęć. Jedną z firm, która wprowadziła rtęciowe kremy do obiegu była Dearborn. W składzie tego 'cudownego' specyfiku wybielającego można było dodatkowo znaleźć tlenek cynku oraz parafinę. Firma reklamowała swoje produkty jako całkowicie bezpieczne i sprzedawała je w wielu krajach. Mercolised wax nie były jednak pierwszymi produktami zawierającymi rtęć. Pojawiała się ona dużo wcześniej, chociażby w pudrach oraz była składnikiem pierwszego tuszu do rzęs, który pojawił się w XIX w. Chyba nie muszę wspominać, że to kolejny toksyczny składnik, który kumulował się w organizmie i niszczył nerki oraz układ nerwowy. Rtęć i ołów były również składnikami pierwszych szminek do ust. Brrr... Niestety, ustawa o zakazie stosowania ołowiu, rtęci i ich związków weszła w życie w Polsce dopiero w 1937 r. Na świecie jeszcze w latach 40- tych można było zakupić specyfiki z rtęcią.
Kolejnym toksycznym składnikiem dawnych kosmetyków był arsen. Najczęściej pojawiał się w wybielających kremach, stosowanych najczęściej na noc. Arsen również wchłaniał się przez skórę, a jego kumulacja w organizmie powodowała uszkodzenia układu nerwowego, nowotwory, a nawet śmiertelne zatrucia.
W 'Manualiku damskim' autorstwa Elizy Celnart z 1848 r. możemy znaleźć taką metodę 'depilacji' niechcianych włosów:
,, Weźmie się dwie uncye wapna niegaszonego, zmiesza się go z połową uncyi złotokostu albo realgaru (siarczyk arszeniku), zagotowuje się w funcie mocnego ługu alkalicznego. Namaszcza się nim część zarosła, z któréj chcemy włosy wygubić, a potém obmywa się wodą ciepłą. (...) Należy go używać z wielką ostrożnością.''
Dobrze, że była mowa o ostrożności, ale nie zmienia to faktu, że istniało ogromne ryzyko odpadnięcia nie tylko włosów, ale i skóry. Trujący arszenik wymieszany z wapnem niegaszonym (inaczej tlenkiem wapnia), które na skutek kontaktu z wodą staje się żrące plus ług, z którego powstaje mydło- równie niebezpieczna substancja powodująca poparzenia skóry czy dróg oddechowych, jeśli nie zachowa się należytej ostrożności. Można sobie wyobrazić tylko, ile wypadków miało miejsce po zastosowaniu tej mieszanki wybuchowej.
Słynna trucizna, znana pod nazwą belladonna. Stosowano ją do kroplenia oczu, ponieważ rozszerzała źrenice i dawała efekt błyszczących oczu. Kobiety stosowały wilczą jagodę nagminnie, choć skutki uboczne mogły być naprawdę poważne. Najczęściej dochodziło do poparzeń i uszkodzeń oka ze względu na przenikanie zbyt dużej ilości światła. Zdarzały się również przypadki trwałej utraty wzroku oraz zaburzenia neurologiczne, tj. zaburzenia mowy czy drgawki. Niestety, przez wiele dziesięcioleci chętnych kobiet do używania belladonny nie brakowało.
Źródła:
Jak więc sami widzicie- w pogoni za urodą kobiety często traciły zdrowie i narażały się również na przedwczesną śmierć. Na szczęście współcześnie nie mamy do czynienia z tak szkodliwymi kosmetykami, jednak czy poddawanie się kolejnym operacjom plastycznym i wstrzykiwanie jadu kiełbasianego, nie przypomina tej pogoni z dawnych lat?
Jedną z firm, która w 1920 r. wypuściła serię kosmetyków z radioaktywnym pierwiastkiem był Radior. Oferowali m.in. mydła, kremy oraz puder. Na szczęście kosmetyki nie miały dużego brania, a ilość szkodliwego pierwiastka była w nich znikoma.
W 1933 r. powstała francuska marka Tho Radia, która w swojej ofercie miała głównie kremy, puder, szminkę, pastę do zębów oraz mleczko oczyszczające z dodatkiem radu. Produkty firmy były dość drogie jak na tamte czasy i często reklamowane w prasie. Kosmetyki tej marki były również sprzedawane w Polsce.
Wkrótce zaczęto stosować również rad do usuwania niechcianych włosów, a także do leczenia egzemy i innych chorób skórnych. Albert Geyser stworzył własny aparat emitujący promieniowanie rentgenowskie, który wykorzystywał do depilacji oraz leczenia chorób skórnych. Na efekty uboczne swojego 'leczenia' nie musiał długo czekać- stracił palce jednej ręki. Mimo to w 1924 r. Albert Geyser opatentował swój wynalazek w wielu krajach i razem z grupą inwestorów założyli Tricho System, czyli sieć gabinetów kosmetycznych oferujących depilację niechcianych włosów. Cały zabieg trwał nie dłużej niż 5 minut, by nie wywołać oparzeń, a promieniowanie emitowane było na określony kawałek ciała. Problem polegał na tym, że naświetlania stosowano 2- 3 razy w tygodniu, czasami nawet przez wiele tygodni. Wkrótce Tricho System stało się bardzo popularne i szacuje się, że z owej metody skorzystało nawet kilkanaście tysięcy kobiet. Przez krótki okres czasu firma miała same pozytywne opinie: włosy znikały, zabieg nie był bolesny ani zbyt kosztowny. Ale dobra passa trwała tylko kilka lat. Niejaka Ida E. Thomas zaskarżyła firmę o spowodowanie powstania przedwczesnych zmarszczek, a American Medical Association oskarżyło firmę o wywoływanie swoją metodą stanów przedrakowych i poważnych schorzeń dermatologicznych. Firma upadła w latach trzydziestych XX w. Niestety było jeszcze wiele innych firm oferujących depilację promieniowaniem X. Dopiero w latach czterdziestych zamknięto wszystkie gabinety, zaraz po tym jak w prasie nagłośniono przypadki kobiet chorujących na raka skóry, po depilacji promieniowaniem X.
METALE CIĘŻKIE
Przez całe wieki synonimem piękna była nieskazitelnie biała cera. Kobiety unikały słońca jak ognia i robiły wszystko, by uzyskać porcelanowo białą skórę. W tym celu stosowały bielidło, czyli puder, który grubo nakładały na twarz. Na bielidło składała się mąka, talk, kreda, olej oraz ołów. Rzadziej dodawano do pudru tlenki rtęci. Damy uzyskiwały biały kolor cery i były zadowolone, ale na efekty uboczne nie trzeba było długo czekać. Cera starzała się w szybszym tempie, częściej pojawiały się na niej wypryski i stany zapalne, a do tego włosy wychodziły garściami i samopoczucie pozostawiało wiele do życzenia. Ołów wchłaniał się przez skórę i trafiał do krwioobiegu siejąc spustoszenie w całym organizmie. Uszkadzał narządy wewnętrzne, niszczył układ nerwowy i wiele z kobiet doprowadził do przedwczesnej śmierci. Mimo tego, że społeczność zaczęła kojarzyć ołów z negatywnymi skutkami, stosowano go przez kilkaset lat aż do początków XX w.
Królowa Elżbieta I była również jedną z ofiar trwałego stosowania ołowianego bielidła
W walce o białą cerę prawdziwą zmorą stały się piegi. W celu ich pozbycia się, damy sięgały po równie niebezpieczne środki. Jeszcze w początkach XX w. na popularności zyskały kremy i woski, tzw. mercolized wax zawierające rtęć. Jedną z firm, która wprowadziła rtęciowe kremy do obiegu była Dearborn. W składzie tego 'cudownego' specyfiku wybielającego można było dodatkowo znaleźć tlenek cynku oraz parafinę. Firma reklamowała swoje produkty jako całkowicie bezpieczne i sprzedawała je w wielu krajach. Mercolised wax nie były jednak pierwszymi produktami zawierającymi rtęć. Pojawiała się ona dużo wcześniej, chociażby w pudrach oraz była składnikiem pierwszego tuszu do rzęs, który pojawił się w XIX w. Chyba nie muszę wspominać, że to kolejny toksyczny składnik, który kumulował się w organizmie i niszczył nerki oraz układ nerwowy. Rtęć i ołów były również składnikami pierwszych szminek do ust. Brrr... Niestety, ustawa o zakazie stosowania ołowiu, rtęci i ich związków weszła w życie w Polsce dopiero w 1937 r. Na świecie jeszcze w latach 40- tych można było zakupić specyfiki z rtęcią.
Kolejnym toksycznym składnikiem dawnych kosmetyków był arsen. Najczęściej pojawiał się w wybielających kremach, stosowanych najczęściej na noc. Arsen również wchłaniał się przez skórę, a jego kumulacja w organizmie powodowała uszkodzenia układu nerwowego, nowotwory, a nawet śmiertelne zatrucia.
W 'Manualiku damskim' autorstwa Elizy Celnart z 1848 r. możemy znaleźć taką metodę 'depilacji' niechcianych włosów:
,, Weźmie się dwie uncye wapna niegaszonego, zmiesza się go z połową uncyi złotokostu albo realgaru (siarczyk arszeniku), zagotowuje się w funcie mocnego ługu alkalicznego. Namaszcza się nim część zarosła, z któréj chcemy włosy wygubić, a potém obmywa się wodą ciepłą. (...) Należy go używać z wielką ostrożnością.''
Dobrze, że była mowa o ostrożności, ale nie zmienia to faktu, że istniało ogromne ryzyko odpadnięcia nie tylko włosów, ale i skóry. Trujący arszenik wymieszany z wapnem niegaszonym (inaczej tlenkiem wapnia), które na skutek kontaktu z wodą staje się żrące plus ług, z którego powstaje mydło- równie niebezpieczna substancja powodująca poparzenia skóry czy dróg oddechowych, jeśli nie zachowa się należytej ostrożności. Można sobie wyobrazić tylko, ile wypadków miało miejsce po zastosowaniu tej mieszanki wybuchowej.
WILCZA JAGODA
Słynna trucizna, znana pod nazwą belladonna. Stosowano ją do kroplenia oczu, ponieważ rozszerzała źrenice i dawała efekt błyszczących oczu. Kobiety stosowały wilczą jagodę nagminnie, choć skutki uboczne mogły być naprawdę poważne. Najczęściej dochodziło do poparzeń i uszkodzeń oka ze względu na przenikanie zbyt dużej ilości światła. Zdarzały się również przypadki trwałej utraty wzroku oraz zaburzenia neurologiczne, tj. zaburzenia mowy czy drgawki. Niestety, przez wiele dziesięcioleci chętnych kobiet do używania belladonny nie brakowało.
Źródła:
- http://cosmeticsandskin.com
- 'Historia kosmetyki w zarysie' J. Szczygieł- Rogowska
- 'Piękno bez konserwantów. Sekrety urody naszych prababek' A. Zaprutko- Janicka
- 'Manualik damski' Eliza Celnart
____________
Jak więc sami widzicie- w pogoni za urodą kobiety często traciły zdrowie i narażały się również na przedwczesną śmierć. Na szczęście współcześnie nie mamy do czynienia z tak szkodliwymi kosmetykami, jednak czy poddawanie się kolejnym operacjom plastycznym i wstrzykiwanie jadu kiełbasianego, nie przypomina tej pogoni z dawnych lat?
Aj... Ołów, rad, rtęć, arsen - o zgrozo! Dobrze, że mamy już inne kosmetyki :D
OdpowiedzUsuńMoże nie wszystkie są super, ale przynajmniej żaden z nich nie zawiera metali ciężkich ani pierwiastków promieniotwórczych.
UsuńTeraz nam się wydaje to wręcz nie do pomyślenia ale tak jak zauważyłaś, lata minęły i może i jesteśmy mądrzejsi o tamte niebezpieczne związki ale w obecnych czasach mamy mnóstwo innych preparatów, które się stosuje a nie wiadomo jakie będą efekty za parę lat :/
OdpowiedzUsuńA tak w ogóle to naprawdę świetny wpis :D Fajnie się dowiedzieć takich ciekawostek :)
Cieszę się, że Wam się podoba :) No cóż, w dzisiejszych kosmetykach można znaleźć pochodne formaldehydu i inne szkodliwe związki chemiczne mające niekorzystny wpływ na chociażby układ hormonalny, ale mimo to myślę, że one razem wzięte i tak nie pobiją ołowiu i rtęci.
UsuńMasakra jakaś!
OdpowiedzUsuńMatko kochana! No ja rozumiem piękno itd., ale takie substancje do kosmetyków to już duże przegięcie!
OdpowiedzUsuńP.S. Zapraszam do mnie na bloga na zapachowy konkurs :)
Nie pomyślałam, że ludzie już od tak dawna stosują tyle chemii ;/
OdpowiedzUsuńDepilacja radem... no,no pewnie była skuteczna :D swoją drogą włos, który posiadam jeży się na głowie ;) fajny, ciekawy wpis.
OdpowiedzUsuńJak najbardziej była, z tego względu kobiety masowo uderzały do gabinetów Tricho. Niestety miałam okazję zobaczyć skutki uboczne owych naświetlań i ciarki przechodzą po plecach...
UsuńSłyszałam jedynie o dodatku ołowiu i fenomenie wilczej jagody. Fajny artykuł :)
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawy wpis:) Fakt, kobiety kiedyś bardzo truły swoje skóry ale w dzisiejszych czas wcale nie jest lepiej.
OdpowiedzUsuńDzięki :) Mam nadzieję, że idea naturalnych kosmetyków będzie zataczać coraz większe kręgi.
UsuńAż ciarki ma się po opisie tych kosmetyków :D, masakra! Najbardziej mnie zainteresowała pozycja ostatnia - kropienie oczu. W jakim celu te błyszczące oczy i powiększone źrenice? Od razu mam skojarzenie z płaczem ;)
OdpowiedzUsuńNo wiesz, że takie zmysłowe, głębokie spojrzenie... Niestety, randka po zastosowaniu tego specyfiku mogła się zakończyć pogorszeniem widzenia i brakiem panowania nad własnym ciałem, ale cóż... Czego się nie robiło dla urody :)
UsuńKoszmar to co stosowały kobiety. Serdecznie pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńŚwietna sprawa. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńPrzerażający artykuł, ale ciekawy.
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawy artykuł, pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńMasz rację, trzeba uważać na niektóre kosmetyki.
OdpowiedzUsuńCieszę się, że artykuł przypadł Ci do gustu! Omawiane zagadnienia, takie jak dodatek ołowiu i fenomen wilczej jagody, mogą być fascynujące i warto zgłębiać je bliżej dla lepszego zrozumienia wpływu na nasze życie i środowisko.
OdpowiedzUsuńFaktycznie, kobiety kiedyś często używały silnych substancji chemicznych na swoje skóry, które mogły być szkodliwe dla zdrowia skóry. Jednak nawet dzisiaj, mimo postępu technologicznego i dostępu do nowoczesnych produktów, wiele osób nadal może nadmiernie obciążać swoją skórę agresywnymi substancjami chemicznymi, co może prowadzić do podrażnień i innych problemów. Dlatego ważne jest, aby dbać o skórę w sposób równoważony, stosując produkty odpowiednio dostosowane do indywidualnych potrzeb i unikając nadmiernego obciążania jej substancjami drażniącymi.
OdpowiedzUsuńMasz rację, trzeba uważać na niektóre kosmetyki, ponieważ mogą zawierać szkodliwe substancje chemiczne, które mogą podrażniać skórę. Warto czytać etykiety i wybierać produkty o naturalnym składzie, aby zminimalizować ryzyko reakcji alergicznych i długoterminowych problemów zdrowotnych.
OdpowiedzUsuńNiebezpieczne kosmetyki mogą zawierać szkodliwe substancje chemiczne, takie jak parabeny, ftalany, formaldehyd czy metale ciężkie, które mogą powodować podrażnienia, alergie, a nawet poważniejsze problemy zdrowotne. Dlatego ważne jest dokładne czytanie etykiet produktów i wybieranie kosmetyków od sprawdzonych, zaufanych producentów, którzy przestrzegają surowych norm bezpieczeństwa.
OdpowiedzUsuńNiektóre kosmetyki mogą być niebezpieczne dla zdrowia ze względu na obecność szkodliwych substancji chemicznych. Do najbardziej niebezpiecznych kosmetyków należą te, które zawierają:
OdpowiedzUsuńParabeny: Stosowane jako konserwanty, mogą działać jako substancje zaburzające gospodarkę hormonalną.
Ftalany: Często spotykane w perfumach i lakierach do paznokci, również mogą zaburzać hormonalnie.
Formaldehyd: Obecny w niektórych lakierach do paznokci i środkach do prostowania włosów, jest znany jako rakotwórczy.
Hydrochinon: Używany w produktach rozjaśniających skórę, może prowadzić do ciężkich reakcji skórnych i jest podejrzewany o działanie rakotwórcze.
Siarczany (SLS/SLES): Stosowane w szamponach i mydłach, mogą powodować podrażnienia skóry i alergie.
OdpowiedzUsuńW historii kosmetyki zawierające rtęć, ołów i arsen były uważane za wyjątkowo niebezpieczne, powodując poważne problemy zdrowotne, takie jak zatrucia, uszkodzenia skóry i organów wewnętrznych. W XVIII wieku popularny puder do twarzy na bazie ołowiu prowadził do licznych przypadków chorób skórnych i zgonów, zwłaszcza wśród arystokracji. Również farby do włosów z lat 50. XX wieku, zawierające toksyczne substancje, jak np. octan ołowiu, były powiązane z ryzykiem nowotworów i uszkodzeń neurologicznych.
Ten tekst to strzał w dziesiątkę, naprawdę wartościowy! Nie mogę się doczekać kolejnych publikacji na blogu
OdpowiedzUsuńUwielbiam sposób, w jaki piszesz – ten artykuł to strzał w dziesiątkę. Mam nadzieję, że wkrótce pojawią się nowe wpisy na blogu! :)
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawy wpis, wciągnął mnie od pierwszego zdania! Masz talent do lekkiego i zrozumiałego pisania. Na pewno będę wpadać po więcej!
OdpowiedzUsuńSuper wpis, mega przyjemnie się czytało! Masz naprawdę fajny styl, który nie męczy, a wręcz wciąga. Na pewno będę zaglądać tu częściej!
OdpowiedzUsuńFajnie napisane, aż chce się więcej! Czekam na kolejne wpisy w takim klimacie!
OdpowiedzUsuńNiektóre kosmetyki mogą zawierać składniki potencjalnie szkodliwe dla zdrowia, takie jak parabeny, ftalany czy formaldehyd. Warto dokładnie sprawdzać etykiety i wybierać produkty o bardziej naturalnych składach, aby zminimalizować ryzyko reakcji alergicznych czy długoterminowych skutków zdrowotnych. Świadome podejście do wyboru kosmetyków pomaga chronić zarówno skórę, jak i ogólny stan zdrowia.
OdpowiedzUsuńUwielbiam Twój styl pisania – lekki, ale jednocześnie rzeczowy i konkretny. Ten wpis to świetna dawka wiedzy i inspiracji. Czekam na więcej takich artykułów!
OdpowiedzUsuń