Dzikie miejsca: Żagle na warmińskim Jezioraku


Kolejny powrót w tym roku na Warmię. Tym razem przybyłam do Iławy, by z portu ruszyć na żeglugę po najdłuższym w Polsce jeziorem zwanym po prostu Jeziorakiem. Otoczony leśnymi wyspami, spokojny, bez nadmiaru ludzi i totalnie dziki Jeziorak zachwycił mnie od pierwszego razu. Była to prawdziwie dzika wyprawa.

Z portu w Iławie ruszyliśmy koło godziny czternastej. Kolega, który był naszym kapitanem zrobił nam krótkie przeszkolenie, bo gdybyście nie wiedzieli- łódka na żaglach nie popłynie tylko za pomocą steru. Trzeba było opanować kilkanaście dziwnych zwrotów, być przygotowanym na to, że od czasu do czasu trzeba będzie rzucić aparat i wykonywać polecenia i nauczyć się cumować. Początek żeglugi był cudowny. Słońce, niebieskie niebo, ciepło ale nie upalnie, wiatr w dobrym kierunku i totalny chillout. Od razu zrozumiałam, dlaczego część naszej ekipy wraca tu nawet dwa, trzy razy do roku.




Żeglowaliśmy w stronę Siemian praktycznie do późnego wieczora. Do jednej z wysp dotarliśmy prawie o zmierzchu. Zacumowaliśmy na dziko, przywiązaliśmy łódkę do drzewa i postanowiliśmy w tym miejscu przenocować. Ja od razu wybrałam się na spacer po lesie i znalazłam polanę z roślinami przypominającymi wierzbówkę kiprzycę. Potem poszwendałam się po starych pomostach, a gdy zrobiło się już całkiem ciemno, rozpaliliśmy ognisko.





Kolejny dzień przywitał nas chmurami, słońcem i deszczem. Pogoda zmieniała się jak w kalejdoskopie. Przy sprzyjających warunkach żeglowaliśmy po Jezioraku, przy niepogodzie graliśmy na łajbie w planszówki. Wieczorem zacumowaliśmy na dziko na kolejnej leśnej wyspie.






W piątek obudziłam się o siódmej. Świeciło słońce, a las przyciągał, więc zeskoczyłam z łajby i poszłam na poranny spacer. Rosa na mchu moczyła stopy, a powietrze było tak czyste aż miło było zrobić ćwiczenia oddechowe. Dawno nie oddychałam tak czystym powietrzem, jak na tej leśnej wyspie na Jezioraku. Odkryłam pełno małych dębów i klonów, znalazłam pierwsze wrzosy oraz mnóstwo okazów porostów i cudownie zielony mech.





Żal było opuszczać ten las, ale skończyły się zapasy i trzeba było płynąć w stronę cywilizacji. Tym razem naszym punktem docelowym stały się Siemiany, czyli wioska, w której był sklep i kilka jadłodajni oraz prysznic. Po dwóch dniach bez dostępu do bieżącej wody, ubikacji, prysznica i prądu, wszyscy mieli ochotę na mały powrót do cywilizacyjnych wygód. Umyci i najedzeni postawiliśmy zostać w Siemianach do następnego dnia. Z wieży widokowej podziwialiśmy krajobraz Jezioraka z jego wyspami, a po zmierzchu wybraliśmy się na chwilę na zabawę. W piątek i sobotę bary w Siamianach zamieniają się w prawdziwe imprezownie na świeżym powietrzu. Cała wieś aż chodzi w rytm muzyki. Powrót okazał się jednak jeszcze ciekawszy. Z wieży widokowej podziwialiśmy drogę mleczną i dosłownie- setki gwiazd. Dawno już nie widziałam tak czystego nieba nocą. Trafiliśmy akurat na noc spadających gwiazd więc było co podziwiać.




Kolejny dzień przywitał deszczem i chłodem, a łajba tak szarpała na pomoście, że lepiej było unikać siedzenia w niej. Na szczęście deszcz ustał po jedenastej i już nie wrócił. Wyruszyliśmy z Siemian późnym popołudniem i po żegludze i przybiliśmy do kolejnej leśnej wyspy. Rozpaliliśmy ognisko i spędziliśmy miły wieczór pod gwiazdami.





Jako, że noc była ciepła, spałam na pokładzie i w niedzielę rano obudziło mnie palące słońce. Ostatni dzień był gorący i słoneczny, więc wykąpaliśmy się w jeziorze i opalaliśmy na łodzi.





W samo południe ruszyliśmy w ostatni rejs. Pogoda sprzyjała i ostatecznie do portu w Iławie dotarliśmy nieźle przyjarani. Oddając łódkę poczuliśmy nostalgię, ale nie mogliśmy narzekać- pięć dni tej dzikiej żeglugi sprawiło, że wypoczęliśmy i wreszcie skupiliśmy się na leniwym celebrowaniu codzienności.

Żegluga na Warmii okazała się w miarę tania. Wynajęcie łajby na pięć dni kosztowało nas ponad 1000 PLN (na 6 osób). A że łódka była dla nas nie tylko środkiem lokomocji, ale też noclegiem, to opłacało się. Cumowanie do pomostu jest na Warmii darmowe, trzeba mieć tylko winietę (koszt 50 PLN) i to leży w gestii właściciela łodzi. Na obiad w wioskach położonych przy jezioraku trzeba trochę wydać. Koszt schabowego z ziemniakami i surówkami to wydatek około 27- 30 PLN. WC jest darmowe, ale prysznic kosztował 10 PLN.

_______

A Wy byliście kiedykolwiek na żaglach?

4 komentarze:

  1. Super relacja :) pięknie tam i tak sielsko, z dala od cywilizacji, blisko natury :) pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Aj, zazdroszczę:) Przez kilka lat regularnie żeglowałam, ale po urodzeniu bliźniaków jedyny wypad na żagle jaki zaliczyłam to kilka godzin po zalewie i aż przebieram nogami, by wrócić na łódź. Uwielbiam pływać. Nigdzie nie czuję się tak dobrze jak pod żaglami. Po Jezioraku nie pływałam, ale w wielu portach na Mazurach trzeba płacić za cumowanie łodzi. Czasami wliczone są w to prysznice i wyrzucanie śmieci. W Mikołajkach kilka lat temu musieliśmy za wszystko płacić oddzielnie i nie były to małe opłaty.

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Pięknie i super spędzony czas :) my w przyszłym roku planujemy popływać po naszych mazurskich jeziorach i już doczekać się nie mogę :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ciekawa relacja, zdjęcia są świetne

    OdpowiedzUsuń

Copyright © 2016 Naturalnie i zdrowo , Blogger